niedziela, 4 lutego 2018

Poranki po proszonych kolacjach... Francuska codziennosc: czesc 149.


Fajnie wczoraj bylo... 7 osob. Nasi najstarsi tutaj w Bordeaux przyjaciele i Antka pierwszy przyjaciel, sporo od niego starszy. Goscie pojawili sie okolo 20h30 choc byli zaprszeni na 20 h , ale to takie francuskie zwyczaje, ze przychodzi sie z poslizgiem. I sie zaczelo... Aperitif, rozmowy, pasje, smiechy, krzyki, miseczki i talerzyki. Mysle, ze kolacja wyszla bardzo dobra bo wszyscy chwalili, ale pewnie nie wypada nie chwalic. po aperitiwie salatka z pieczonych batatow, pieczone perliczki, kapusty, marchewki z suszonymi sliwakmi, purée tez, sery i na deser tort orzechowy mojego dziadka. Do tego dwie butelki wina, oprocz roznych alkoholi na aperitif plus szampan do deseru, ktory Anne i Didier przyniesli. Tak nam bylo dobrze razem, ze goscie poszli kolo 1 godziny nad ranem. 
dzisiaj za to jak wstalismy i zobaczylam te kieliszki, szklanki, stosy talerzy... 

te poranki po proszonych kolacjach sa wyjatkowe bo odczuwam wielka satysfakcje i radosc, ze tak fajnie i milo bylo i to sprzatanie, moze troche paradoksalnie mi o tym przypomina. I za kazdym razem pojawia sie mysl, ze zbyt rzadko zapraszamy, zdecydowanie zbyt rzadko. Trzeba to naprawic! Antek uwielbia zreszta jak mamy gosci. 

Dzis odpoczynek. Chcialam sobie poczytac i filmy poogladac. I tylko tyle. 
Dobrej niedzieli. O pracy pomysle jutro!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz